Chyba już kilka razy wspominałem, że olbrzymia większość certyfikatów autentyczności ma wartość mniejszą niż papier lub folia, na których je wydrukowano.
Najczęściej to po prostu maskowanie fałszywki i liczenie na naiwność kupującego. Pół biedy jak to będzie fałszywka za kilkadziesiąt dolarów... gorzej jak za kilkaset.
Niestety, trzeba się kierować jedną podstawową zasadą tj. wybrać taką firmę, której ufacie i trzymać się jej do momentu, gdy zgłębicie wiedzę o fałszerstwach i zbierzecie informacje o innej firmie.
Można tu dużo pisać, ale im bardziej popularna firma tym więcej informacji można o niej zebrać. Dlatego zaczynajcie z gigantami, których certyfikat jest szeroko uznawany w świecie kolekcjonerów. Bez wątpienia dobry marketing i w zasadzie brak pomyłek przemawiają za wyborem Beckett Authentication Services (BAS)... kurcze, powinni mi zapłacić za reklamę ;)
Za wielką trójkę najczęściej uważa się BAS, SGC i PSA/DNA, ale to umowne zestawienie. Z innych serwisów polecić można ACOA, CAS, REAL i JSA. Zdarzają się przypadki kwestionowania ich opinii, ale te certyfikaty się liczą. Moje prywatne dobre doświadczenia mam szczególnie z tym pierwszym serwisem. Trzeba pamiętać, że te firmy opierają swoje funkcjonowanie na renomie, więc nadmierna liczba błędnych potwierdzeń autentyczności prędzej, czy później zepchnie je na margines. Tak się stało np. z AAU, po wytknięciu licznych błędów grafologowi znanemu z programu "Gwiazdy lombardu" (Drew Max).
Niestety... zdarza się, że renomowane certyfikaty bywają podrabiane. W tej sytuacji, korzystając z numeru certyfikatu, zawsze można dokonać wstępnej weryfikacji na stronie internetowej danego serwisu. Jeśli wątpliwości nadal pozostają to można zapytać mailowo, czy aby na pewno to ich certyfikat. Jeśli nie będziecie wysyłali tysiąca zapytań miesięcznie to na pewno odpowiedzą.
Czasami zdarza się, że indywidualni sprzedawcy autografów - korzystając ze swoich kontaktów - organizują sesje podpisowe z różnymi gwiazdami. Wiedząc, że ich certyfikat to nie to co któryś z renomowanych, dokumentują sesję poprzez zdjęcia i wydany certyfikat zawiera - prócz niezbędnych danych - także zdjęcie gwiazdy składającej dokładnie ten oferowany podpis. Znam kilku takich sprzedawców i uważam, że można im w pełni zaufać w kwestii sesji. Mają też co najmniej podstawowe przeszkolenie grafologiczne i są zarejestrowani w The Autograph Fair Trade Association (AFTAL) lub Universal Autograph Collector's Club (UACC). Samo to nie stanowi wystraczającej rekomendacji, ale warto wziąć pod uwagę, bo zwiększa szanse na to, że dostaniecie prawdziwy autograf.
I to tyle co na początek każdy musi wiedzieć. Czyli to, że OLBRZYMIA większość certyfikatów jest bezwartościowa. Nawet legalnie działające sklepy internetowe świadomie oferują tysiące fałszywych autografów zasłaniając się furtką, że według nich jest OK, ale zwrócą pieniądze jeśli ktoś im wyśle opinię grafologa, że jednak to była fałszywka. Za taką opinię będziecie musieli zapłacić i tej kwoty już nie odzyskacie.
Nie szukajcie kłopotów. Wybierajcie tylko te sprawdzone certyfikaty. Zwłaszcza na początku swojej kolekcjonerskiej przygody!
PS
Znaki graficzne serwisów użyto w celach informacyjnych i kolejność ich umieszczenia na grafice jest przypadkowa, niezwiązana ze sobą. Wyboru dokonano jedynie na podstawie popularności w kręgach kolekcjonerskich.