środa, 21 grudnia 2022

Bolesław Romanowski

Kierownictwo Polskiej Marynarki Wojennej do końca swojego funkcjonowania w Wielkiej Brytanii poszukiwało rodzin marynarzy poległych i zaginionych w czasie II wojny światowej. Jedną z takich osób był starszy marynarz Zdzisław Mońko, który zaginał wraz z okrętem podwodnym Orzeł w 1940 roku. Po wojnie udało się odszukać jego brata, który zamieszkał w Lubece i przekazać mu w spadku rzeczy po zaginionym. Pan Ryszard Mońko chcąc lepiej poznać wojenne losy brata miał też osobistą prośbę o znalezienie dla niego egzemplarza książki pt. "Orzel's patrols". Napisał ją podchorąży (w momencie druku już podporucznik marynarki) Eryk Sopoćko, który wziął udział w słynnym piątym patrolu ORP Orzeł. W czasie tego rejsu zatopiono torpedą niemiecki transportowiec Rio de Janeiro zmierzający z wojskiem do Norwegii by wziąć udział w inwazji na ten kraj. Bogactwo wydarzeń piątego patrolu jest idealnym tematem na bardzo dobry sensacyjny film wojenny, ale ostatnio reżyser Marek Bałwut w "Orzeł. Ostatni patrol" zaserwował polskim widzom zmyśloną sieczkę opartą na kilku hipotezach niezdarnie połączonych do kupy i koniec końców wyszedł straszny gniot. Ale ja nie o tym chciałem :) 

Eryk Sopoćko jako praktykant na pokładzie pancernika HMS Rodney brał też udział w zatopieniu Bismarcka. Zginął w 1943 roku na niszczycielu Orkan, który został storpedowany i zatopiony przez u-boota U-378. Był utalentowanym pisarzem i zdążył pozostawić po sobie kilka opowiadań i dwie książki wydane w 1942 roku. Tę poświęconą patrolom Orła "po dłuższych poszukiwaniach" (to cytat z pisma załączonego do książki) udało się znaleźć dla pana Ryszarda Mońko. Na stronie tytułowej znajduje się podpis kapitana marynarki Bolesława Romanowskiego i data 1942. No i teraz najlepsza część historii. Dlaczego znajdował się tam akurat ten podpis? Przecież Bolesław Romanowski w  czasie wojny służył na czterech polskich okrętach podwodnych, ale nie na Orle! Nawet gdyby bez związku złożył komuś autograf to z pewnością z jakąś krótką dedykacją. Wpis ten bardziej przypomina oznaczenie swojego księgozbioru i według wszelkiego prawdopodobieństwa tak właśnie było. W 1942 roku Bolesław Romanowski leczył rany odniesione podczas utraty swojego ORP Jastrząb w wyniku bratobójczego ostrzału przez alianckie okręty. Zapewne wtedy otrzymał egzemplarz książki (z KMW lub może od samego Eryka Sopoćko) i włączył do swojego księgozbioru opatrując podpisem. Po wojnie oddał książkę kierownikowi referatu opieki KMW dla kogoś, komu bardzo zależało na jej otrzymaniu i tak książka trafiła do Lubeki pozostając tam przez prawie 80 lat, by w końcu rodzina obdarowanego zdecydowała sprzedać część pamiątek. I tu na kursie pojawia się mój przyjaciel, który znając moje zamiłowanie do marynistyki kupił ją w prezencie dla mnie.

Bolesław Romanowski był dowódcą jednego z Terrible Twins (tak określano dwa polskie najskuteczniejsze okręty podwodne na Morzu Śródziemnym) w okresie największych sukcesów bojowych. Po wojnie jako jeden z nielicznych zdecydował się na powrót do kraju. Został wyznaczony na dowódcę niszczyciela Błyskawica, którym po skompletowaniu załogi w 1947 roku przypłynął do Gdyni. W okresie represji stalinowskich został aresztowany, a następnie wydalony ze służby wojskowej. Na fali odwilży w 1956 roku powrócił do służby, ale nie skupiał się na rozwijaniu swojej kariery i zajął sią głównie szkoleniem. Przez trzy lata był oddelegowany do ZHP jako pierwszy kapitan żaglowca "Zawisza Czarny".

Jest autorem wspomnień pt. "Torpeda w celu". Od 1985 roku 3. Flotylla Okrętów w Gdyni nosi imię komandora Bolesława Romanowskiego.   

poniedziałek, 19 grudnia 2022

René Steinke

Niektóre autografy w mojej kolekcji to zdobycze kompletnie przypadkowe. Ten, o którym jest niniejszy wpis, dostałem ponad rok temu jako gratis przy okazji zakupów u pewnego sprzedawcy w Niemczech. To już drugi raz jak dostaję bonusy od naszych zachodnich sąsiadów :)

Dopiero ze dwa tygodnie temu... przez przypadek zorientowałem się kim jest aktor, którego zdjęcie z autografem wrzuciłem gdzieś do szuflady. Tak to jest gdy bardzo rzadko włącza się telewizor :). Akurat leciał serial "Kobra - oddział specjalny" i... twarz wydała mi się jakoś taka podobna. No i oczywiście był to René Steinke, który wciela się w rolę komisarza Toma Kranicha. 
Jakby zebrać do kupy to widziałem kilkanaście odcinków tego serialu i przyznam szczerze, że nie odrzucał mnie. Jeśli przymknąć oko na natrętną reklamę niemieckich samochodów to ogląda się go całkiem przyjemnie w chwilach gdy przychodzi ochota by trochę odetchnąć od poważniejszych spraw. 

Do niemieckich seriali kryminalnych mam pewien sentyment za sprawą "Telefonu 101", który w latach mojej młodości ubogacał skromną ofertę dwóch kanałów telewizyjnych.