Chyba większość chłopaków z mojego pokolenia ma za sobą etap mniejszego czy większego zainteresowania kulturystyką. Stało się tak za sprawą ogromnych sukcesów medialnych Arnolda Schwarzeneggera, który podbijał wtedy kina wcielając się w główne role w takich filmach jak "Conan barbarzyńca", "Commando", "Terminator", "Predator"... aż po "Total Recall" (nie lubię polskiego tłumaczenia) Paula Verhoevena, które moim zdaniem zamknęło pewien etap rozwijającej się aktorskiej kariery Austriaka.
Moje zainteresowanie kulturystyką, chyba jak u większości, dość szybko przybrało formę bierną, ale nauczyłem się patrzeć na ludzi, których pochłonęła ze zrozumieniem, a nie z pogardliwym przeświadczeniem, że oddają się jakiejś formie narcyzmu. Kulturystyka to swego rodzaju skrzyżowanie sposobu życia, sportu i... rzeźbiarstwa (z tą różnicą, że materiałem nie jest kamień, a własne ciało). Naprawdę jest to pasją, na którą można patrzeć z uznaniem, nawet jeśli wydaje się, że rezultat osiąga przesadną formę.
Autograf Arnolda Schwarzenegger jest raczej poza moim zasięgiem, ale ze wszystkich znanych mi kulturystów to nie ten chciałem mieć w kolekcji. Po zakończeniu triumfów Austriaka przyszedł czas na do dziś uważany przez wielu za niedościgniony ideał proporcji i symetrii. Frank Zane zwyciężał w najbardziej prestiżowym turnieju Mr Olympia w latach 1977, 1978 i 1979, a etap jego dominacji w zawodach zakończył powrót Schwarzeneggera w 1980 roku i jego - w ocenie tak zgormadzonej publiczności, jak i wielu komentatorów - niezasłużone zwycięstwo.
Frank Zane wycofał ze startów w zawodach w 1983 roku i zajął się biznesem oraz szeroko rozumiana promocją sportu. Pomimo 80 lat, do dziś utrzymuje świetną formę fizyczną.
Z ciekawostek to warto jeszcze dodać, że Zane w okresie trwania kariery sportowej był też zawodowo czynnym nauczycielem i przez 13 lat uczył matematyki oraz chemii. Ponadto, na podkreślenie zasługuje też fakt, że jest jednym z zaledwie trzech mężczyzn, którzy kiedykolwiek pokonali Arnolda Schwarzeneggera w zawodach kulturystycznych.