środa, 13 listopada 2024

Martine Beswick

Martine Beswick ma już 83 lata, ale jest bardzo aktywną osobą w "autografowym" świecie. Stare filmy o Jamesie Bondzie to już absolutna klasyka i fakt, że zagrała role w dwóch z nich i to jeszcze u boku Seana Connery'ego, stał się przepustką do niekończącej się popularności. Martine Beswick to cyganka Zora w "Pozdrowieniach z Rosji". Po tej niewielkiej roli przyszła obszerniejsza w "Operacji Piorun", gdzie zagrała Paulę Chaplan, agentkę brytyjskiego wywiadu na Bahamach, która pomaga Bondowi w poszukiwaniu dwóch skradzionych bomb atomowych. 
Martine Beswick pojawiła się też jako Nupondi w filmie "Milion lat przed naszą erą" znanym zapewne z niezapomnianej kreacji Raquel Welch... na marginesie mówiąc, której to plakat wisiał w celi Andy'ego w "Skazanych na Shawshank". W 1973 roku zagrała Złą Królową w "Seizure" będącym reżyserskim debiutem Oliviera Stone'a. W sumie wcieliła się w całkiem spor ról filmowych i telewizyjnych, a warto wspomnieć, że zaczynała od nieudanego udziału w przesłuchaniach do drobnej roli w... "Doktorze No". 

Alan Fernandes

Alan Fernandes był treserem słoni, który wcielił się w postać Tuskena w "Nowej Nadzei" Jak pewnie wszyscy fani wiedzą, jeźdźcy pustyni przemieszczali się dosiadając wielkich banth, które były niczym innym jak ucharakteryzowanymi słoniami. Niestety, Alan zmarł niemal równo rok temu, ale pozostawił po sobie ogrom autografów podpisanych na spotkaniach i konwentach, więc ich zdobycie nie jest ani trudne, ani przesadnie kosztowne.
Musiałem w końcu uzupełnić kolekcję, o trzy autografy... w tym jeden dla syna, który ma całkiem profesjonalnie wykonany kostium tuskena :).

poniedziałek, 11 listopada 2024

Jack McKenzie

Ten szkocki aktor teatralny, telewizyjny i filmowy zaczynał życie zawodowe jako żołnierz Królewskiej Piechoty Morskiej. Osierocony jako dziecko założył mundur już w wieku 15 lat, a cztery lata później został policjantem. W wieku 30 lat zagrał pierwsze niewielkie role w praktycznie nieznanym u nas serialu "Prawo Sutherlanda", które jednak zapewniły mu stałe źródło dochodu, więc odszedł z policji. Cztery lata później zagrał jednego z licznych żołnierzy w "O jeden most za daleko". Można powiedzieć, że to aktor trzeciego planu, ale być częścią, nawet niewielką częścią takich produkcji jak "Ghandi", czy "Imperium kontratakuje" to marzenia niejednego aktora. No tak... najlepszy film s-f wszechczasów. Nawet drobna rola Cala Aldera, oficera pokładowego w bazie na Hoth dała mu miejsce w historii.
Ostatnią rola filmową był Sonny w filmie Larsa von Triera "Dom, który zbudował Jack". 

Charles Andrew Nelson

Bohater dzisiejszego wpisu na blogu jest amerykański specjalista od efektów specjalnych oraz animacji, ale też aktor i aktor głosowy. Pracując m.in. dla Industrial Light and Magic współtworzył efekty wizualne w takich filmach jak "Mroczne widmo", "Zaczarowana", "Góra czarownic", "Gniew oceanu", czy Wehikuł czasu". Jak sam mówi znalazł się we właściwym czasie i właściwym miejscu mając... właściwy wzrost (198 cm). Zaproponowano mu by przywdział kostium i maskę Dartha Vadera na jakiejś oficjalnej imprezie wytwórni i to był początek dwunastoletniej przygody z mrocznym lordem, która zaowocował wcieleniem się w tę postać 70 razy w grach, reklamach i filmach. Tak! Ostatecznie w prawdziwych filmach, bowiem w ramach Special Edition dokręcano nowe sceny z Vaderem. Stąd, gdy oglądacie "Imperium kontratakuje" to podczas opuszczania miasta w chmurach nad Bespin, wcale nie widzicie Davida Prowse'a. Tę scenę zagrał Nelson (o mało nie wypadając poza zbudowaną dekorację). Podobno C. Andrew Nelson spędził w kostiumie Dartha Vadera więcej czasu niż jakikolwiek inny aktor. 
Ma też na koncie współtworzenie efektów wizualnych w wielu grach, w tym świetnie przyjętej "The Curse of Monkey Island".

Autograf(y) kupiłem na aukcji charytatywnej wraz z mnóstwem innych, które w najbliższym czasie postaram się pokazać na blogu. 

wtorek, 29 października 2024

Karolina Bacia

Karolina Bacia jest aktorką filmową, teatralną, a dla mnie... przede wszystkim dubbingową. Jej aktorstwo głosowe to trudne do policzenia role w filmach, serialach, grach komputerowych i słuchowiskach. Można by długo wymieniać, ale chyba najszybciej będzie odesłać do 170. odcinka na kanale Widzę Głosy (rewelacyjne dzieło Natalii Litwin). Nie mogę jednak nie wspomnieć o popularnych serialach młodzieżowych jak "Soy Luna", produkcjach dla maluchów ("Bing"), animacji dla nieco starszych ("Akademia Skylanders", "Miraculum: Biedronka i Czarny Kot", "Potworna robota"), licznych anime, ale... ostatecznie zawsze czynnikiem odmieniającym perspektywę jest wejście w uniwersum Star Wars... a Karolina Bacia to przecież Omega z "Parszywej zgrai"! Bardzo dobrze zagrana rola, naprawdę bardzo dobrze! Ma też na koncie mniejsze role w  "Przygodach Freemakerów" i w "Ruchu oporu".  

Skoro w styczniu 2023 roku jeden z wpisów poświeciłem Ałbenie Grabowskiej to może dodam jeszcze, że Karolina Bacia wcieliła się w rolę Mani w pierwszym i drugim sezonie "Stulecia Winnych".

Od 2016 roku gra na deskach teatrów. Po spektaklu "Rodzinne rewolucje" w reżyserii Wojciecha Malajkata mojej piękniejszej połowie udało się zdobyć autografy dla całej rodziny.

wtorek, 8 października 2024

Eugeniusz Wrochna

Nie mogę się pozbierać po tym jak otrzymałem wiadomość, że w wieku 98 lat zmarł Eugeniusz Wrochna, komandor Marynarki Wojennej, plutonowy Armii Krajowej ps. Jaskółka. To jeden z najwspanialszych ludzi jakich miałem zaszczyt poznać w swoim życiu. Dżentelmen, bohater, człowiek niezwykły pod każdym względem. 

Nie zmieszczę tu wszystkiego co chciałbym o Nim napisać, ale choć garść wspomnień muszę tu przelać na ekran. Eugeniusz Wrochna urodził się 13 maja 1926 roku w Grzmucinie koło Radomia. W czasie okupacji jako 17-latka wysłano go do niemieckiego obozu pracy w Trablicach, skąd uciekł i wstąpił do partyzantki. Służył pod rozkazami kapitana Stefana Bembińskiego ps. Harnaś (późniejszego senatora w latach 1989-1991) biorąc udział w akcjach bojowych przeciwko armii niemieckiej. Po rozwiązaniu Armii Krajowej pozostał w kontakcie z towarzyszami broni i latem 1945 roku ponownie chwycił za karabin, by w nocy z 4 na 5 sierpnia wziąć udział w słynnym rozbiciu więzienia w Kielcach. Uwolniono wtedy 354 osoby przetrzymywane przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa. Wydarzenie to upamiętnione jest tabliczką na Grobie Nieznanego Żołnierza. Za tę akcje Eugeniusz Wrochna został awansowany o jeden stopień wojskowy i otrzymał Krzyż Walecznych... który fizycznie odebrał dopiero po dekadach od dowódcy zgrupowania, majora Antoniego Hedy ps. Szary (wówczas już generała). Na tym nie koniec, bo prześladowania byłych żołnierzy AK trwały w najlepsze. Dlatego 9 IX 1945 roku bierze udział w dowodzonej przez Harnasia akcji rozbicia więzienia w Radomiu. Po półgodzinnej walce udało się uwolnić 292 więźniów. Była to ostatnia walka Eugeniusza Wrochny, po której oddział rozwiązano i wrócił do domu. Spokojem nie cieszył się długo bo przed świętami Bożego Narodzenia został aresztowany pod zarzutem posiadania broni (prawdopodobnie na skutek donosu). Fizycznie broni wtedy już od trzech miesięcy nie miał, ale nie pytano go o to czy miał, ani o to czy należał do partyzantki. Zresztą od drugiego dnia po aresztowaniu przeważnie o nic już nie pytano tylko bito do nieprzytomności. Nie złamał się. Może dlatego zdarzył się cud i po którymś "przesłuchaniu", gdy wleczono go korytarzem, w otwierających się drzwiach jednego z gabinetów ujrzał twarz kolegi ze szkolnej ławy... z którym kiedyś razem służyli do Mszy Św. i chodzili na wiejskie zabawy. Problem w tym, że ów kolega ubrany był mundur oficera Urzędu Bezpieczeństwa. Mimo że teraz byli ludźmi z dwóch różnych światów poznał Eugeniusza i ku zaskoczeniu trzymających go oprawców odezwał się do niego: "Gieniu, co ty tutaj robisz?". Obolały kolega odparł: "Franiu, a co TY TUTAJ robisz?" z charakterystycznym akcentem na TY i TUTAJ, po którym zapadła cisza. Franiu nie odezwał się słowem. Czy mu było wstyd, czy miał w sobie resztki godności, ale być może przyczynił się do tego, że przestano go bić i trzy tygodnie później Eugeniusz Wrochna wyszedł na wolność. Nigdy więcej się nie spotkali. Na pewno pomogło to, że się nie przyznał do niczego, ale jak sam później wspominał... gdyby został tam dłużej to albo by się złamał, albo by go zatłukli na śmierć. To wydarzenie jeszcze miało wrócić i w niedalekiej przyszłości ponownie stać się przedmiotem obawy o własne życie. Powrót do domu znów splótł się ze strachem, bo komunistyczne represje w rejonie kielecko-radomskim trwały w najlepsze, ale wkrótce przyszło wezwanie do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Po jego otrzymaniu po raz ostatni skontaktował się z byłym dowódcą z prośbą o radę co ma robić. Czy uciekać za granicę? Otrzymał radę by iść do wojska i przeczekać najgorsze, nie kontaktować się z nikim z oddziału. Tak zrobił. Trafił do artylerii przeciwpancernej, a że był inteligentny, zdolny i pracowity to szybko zdobył uznanie u dowódcy kompanii. Wojsko okazało się wybawieniem. To były czasy, gdy jeszcze służyła w nim część kadry z czasów przedwojennych, a nawet wyjścia do kościoła w niedzielę nie były zabronione. Można powiedzieć, że niczym młody Solomon Perel z filmu "Europa, Europa" ukrył się tam gdzie najciemniej, czyli pod latarnią. Awansował na dowódcę działonu armaty ZiS-3 i osiągał wraz z podwładnymi doskonałe wyniki na poligonie. Dowódcy wielokrotnie proponowali mu by poszedł do szkoły oficerskiej, ale zawsze grzecznie ich zbywał wymijającymi odpowiedziami. Dopiero gdy kończył się czas służby zasadniczej, a ojciec Eugeniusza pisał, że w rodzinnych stronach aresztowania dalej są na porządku dziennym... uznał, że nie wraca i wstąpił do szkoły oficerskiej w Poznaniu, którą ukończył z wyróżnieniem. Został oficerem logistyki w specjalności eksploatacji materiałów pędnych i smarów. Jako prymus trafił do służby w stolicy i tam ponownie prześwietliła go Informacja Wojskowa. Wezwano go w nocy na przesłuchanie i rozpytywano o aresztowanie sprzed lat. Na szczęście oficer go przesłuchujący nie dotarł do żadnych informacji o przynależności do AK i skończyło się na kilkunastu minutach dłużących się niczym wieczność. Z radości, że nie został odkryty Eugeniusz wrócił te kilka kilometrów do domu piechotą. Ostatecznie losy... a w zasadzie miłość... sprawiła, że w 1955 roku przeniósł się do Gdyni. Tu ożenił się z Heleną, z którą szczęśliwie przeżyli razem ponad 60 lat, aż do Jej śmierci. Resztę służby spędził w logistyce. Tworzył i został pierwszym dowódcą Bazy Materiałowej MW w Dębogórzu. Unikał zmiany stanowiska, wykręcił się wielokrotnie od studiów w Moskwie, robił wszystko by WSI nie zainteresowały się im ponownie. Dzięki temu pozostał w dębogórskiej jednostce aż do końca swojej służby w 1988 roku. Rok później zobaczył w telewizji swojego dowódcę, Harnasia. Skoro publicznie pokazywano żołnierza AK, wcześniej skazanego na karę śmierci to wtedy po raz pierwszy życiu poczuł, że nie musi już żyć w strachu. Wtedy... jego żona i dzieci dowiedziały się o jego przeszłości. Nie chciał na nich nakładać brzemienia tajemnicy, nosił je sam przez blisko 45 lat. Część kolegów z wojska, gdy dowiedziała się, że był żołnierzem AK gratulowała mu, że przez tyle lat nie dał się złapać, ale część przestała się do niego odzywać. Ich wybór. Eugeniusz Wrochna całe życie był uczciwym człowiekiem i nigdy nie słyszałem by czegokolwiek żałował, a już tym bardziej by miał jakikolwiek powód do wstydu. Na emeryturze zajął się działalności społeczną. Założył gdyńskie koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i przez dwie dekady był jego prezesem. Uwielbiał kontakt z młodzieżą i często opowiadał o historii, nie tylko w Szkole Podstawowej nr 26 im. Żołnierzy Armii Krajowej w Gdyni, z która był szczególnie związany. Za swoje zasługi dla społeczności lokalnej w 2010 roku został uhonorowany medalem im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. 

Jego śmierć zamyka pewną erę, bowiem najprawdopodobniej nie żyje już nikt spośród tych co tej pamiętnej nocy 4-5 sierpnia 1945 roku uwalniali swoich towarzyszy z kieleckiego więzienia. Na marginesie... kilkanaście lat temu, podczas pobytu w Londynie, zupełnie przypadkiem spotkali się dwaj ludzie... uwalniany i ten co uwalniał. Mówią, że góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem... 

Muszę, naprawdę muszę tu też napisać pewną bardzo gorzką refleksję. Po rozpadzie Układu Warszawskiego i transformacji ustrojowej przeżył w wolnej, suwerennej Polsce 35 lat i... nigdy, nikt z władz centralnych cywilnych czy wojskowych... nie podziękował mu za to, że z bronią w ręku walczył za Ojczyznę. Owszem, cieszył się uznaniem i szacunkiem w społecznościach lokalnych, ale zwierzchnictwo Sił Zbrojnych RP pozwoliło mu odejść bez jednego małego "dziękujemy". O niektórych bohaterach się nie pamięta :(.
Eugeniusz Wrochna nigdy nie upominał się o zaszczyty, bo to co robił w życiu nie było podyktowane pragnieniem poklasku, a dewizą "Bóg, Honor, Ojczyzna". Jak sam wielokrotnie mówił, miał długie i szczęśliwe życie.

Mam jeszcze ogromną prośbę. Jeśli ktoś dobrnął do tego momentu, a jest chrześcijaninem to jeśli może, niech odmówi dowolną modlitwę w intencji zmarłego, którego doczesne szczątki spoczną obok ukochanej Heleny w najbliższy piątek na witomińskim cmentarzu.

poniedziałek, 9 września 2024

Krzysztof Dzierma

Od czasów "Samych swoich" trochę minęło zanim pojawiła się kolejna równie kultowa trylogia komediowa*. Bez cienia wątpliwości do sukcesu trylogii "U Pana Boga..." przyczyniła się postać proboszcza Antoniego, w którą wcielił się rewelacyjny Krzysztof Dzierma. Bohater tego wpisu nie jest aktorem! Tak naprawdę jest kompozytorem muzyki teatralnej, ale chyba nie znajdzie się osoba, która nie doceniłaby jego niesamowitego talentu aktorskiego. Bardzo cenię sobie te trzy filmy Jacka Bromskiego i mam wielką nadzieję, że nie wyszedł z formy, ale z lekką obawą czekam na jesienną premierę nowego. Wiem jedno, Krzysztof Dzierma na pewno jak zwykle stanie na wysokości zadania! Nie wyobrażam sobie by było inaczej.  
Od dawna noszę się z zamiarem napisanie do p. Krzysztofa, ale zawsze coś mnie odciąga. Na szczęście swoje hobby łączę też z charytatywnymi zakupami, więc gdy Fundacja Przemek Dzieciom wystawiła jego autograf to bez większego zastanawiania się dokonałem zakupu. Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym, więc mam w kolekcji gdzieś ze trzydzieści autografów nabytych w ten sposób i to na pewno nie koniec.      

*) zdaję sobie sprawę, że de facto to są tetralogie, ale do czasu obejrzenia "U Pana Boga w Królowym Moście" wolę myśleć o nich jako o trylogiach.  

piątek, 30 sierpnia 2024

Karolina Jarmoszuk

Wpis ten będzie bardzo nietypowy, a droga do zdobycia autografu zupełnie inna niż wcześniej.
Na tegorocznym Pyrkonie przechadzając się po ogromnej hali strefy wystawców natknąłem się na stoisko Macieja Karonia, fotografa z Częstochowy. Moją uwagę od razu przykuło jedno z prezentowanych zdjęć przedstawiające kobietę przebrana za Ahsokę Tano z siódmego sezonu "Wojen Klonów". To było połączenie rewelacyjnego cosplay'u i bardzo fajnie skomponowanego zdjęcia, czego nie omieszkałem wyrazić, więc... Pan Maciej zdjął je z ekspozycji i podarował mi w prezencie jednocześnie informując kto jest na nim uwieczniony. Szysza Cosplay, bo pod takim pseudonimem artystycznym znana jest Karolina Jarmoszuk (czego dowiedziałem się odnajdując internetowy wywiad sprzed 3 lat). 
Niestety, na Pyrkonie nasze drogi się nie przecięły, bo tego dnia głównie stałem w kolejkach do fotek i autografów obok Sali Ziemi. 
Co się odwlecze to nie uciecze. Spotkałem Panią Karolinę w czasie Wakacyjnych Targów Fantastyki w Gdańsku i ucięliśmy sobie miłą pogawędkę zwieńczoną podpisaniem zdjęcia otrzymanego od Macieja Karonia. Ta filigranowa, utalentowana cosplayerka dała się poznać jako bardzo sympatyczna osoba, co odnotowałem z ogromną satysfakcją, bo takie podejście wśród fanów Star Wars jest wielce pożądane. Przeglądając profil na Instagramie (polecam!), gdzie można zobaczyć inne wcielenia Szyszy, naprawdę byłem pod dużym wrażeniem. Trzy wersje Ahsoki Tano, Catwoman i Harley Quinn to tylko część przedstawionych kreacji, ale te dla mnie są po prostu majstersztykiem. 
Kto by się spodziewał, że kiedykolwiek w mojej kolekcji zagości autograf przedstawicielki tego artystycznego hobby? A jednak tak się stało i niezmiernie cieszę się, że tą osoba jest właśnie Szysza. Co więcej, mam jakoś dziwne przeświadczenie, że jeszcze na jakimś CONie pewnie się spotkamy.

piątek, 12 lipca 2024

Najlepszy format zdjęć do autografów

Jaki jest najlepszy format zdjęć do autografów? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna. Taki, jaki Wam najbardziej odpowiada. 

Budujemy swoje kolekcje w nieco różnych celach i mamy różne możliwości przechowywania naszych zdobyczy. Czasami potrzeba czegoś bardzo kompaktowego do przechowywania w albumie i tu sprawdzą się formaty 13x9 i 15x10 cm. Autografy na nich złożone nie są może imponujące, gdy przyjdzie je eksponować na ścianie, ale są wystarczająco czytelne. Jednakże... gdy chcemy zrobić efektowne wnętrze i mamy sporo ścian do dyspozycji to aż się prosi o większy format i tu najczęściej wybór pada na 30x20 lub jego nieco mniejszą anglosaską wersję, czyli 25x20 cm. Te formaty już robią wrażenie, a i pozwalają na obfite dopiski (nawet grubym markerem), gdy gwiazda ma nastrój by je poczynić.  

Czy jest jakiś złoty środek do obu zastosowań? Z mojego punktu widzenia oczywiście, że jest. U mnie tym złotym środkiem jest format 18 na 13 cm. Po umieszczeniu w ramce 24x18 cm z passe-partout wygląda naprawdę godnie, a jeśli nie na ścianę to idealnie pasuje do kart Vario 2S, z których każda pomieści cztery takie zdjęcia. Ponadto, przesyłki z takimi zdjęciami w większości krajów łapią się jeszcze na najtańsza opłatę pocztową. Jedynie w kilku przypadkach trzeba przyciąć krótszy bok do 12 lub 12,5 cm. 

Oczywiście mam w swojej kolekcji mnóstwo różnych formatów od kartki samoprzylepnej 6x4 cm po plakat 66x46 cm, ale mimo wszystko najczęściej wybieram owe poręczne, ale jednak robiące wrażenie 18x13 cm.  

Niektórym w ogóle nie potrzeba zdjęć i wystarczy wystarczy notes A6 lub A5. W takiej formie też można budować ciekawą kolekcję. Po prostu wszystko zależy od indywidulanych preferencji. 

poniedziałek, 1 lipca 2024

Nathalie Cuzner

O Nathalie Cuzner nie mogę napisać za wiele. Aktorka grywa role epizodyczne, a do największych produkcji, w których wystąpiła zaliczyć należy serial "Doctor Who" i oczywiście epizod VII gwiezdnych wojen, gdzie przywdziała kostium zmieniający ją w droida PZ-4CO. Autograf kupiłem w czasach gdy jeszcze była nadzieja, że nowa trylogia nie będzie tak koszmarnym gniotem. Dodatkową zachętą było to, że na zdjęciu jest też Billie Lourd, na której autograf raczej nie mam co liczyć, ale fajnie jak jest w albumie.

niedziela, 23 czerwca 2024

Bruce Boxleitner

Aktor jest znany z takich produkcji jak "TRON", czy serial "Babylon 5". Ja jednak dorastałem w czasach gdy TVP emitowała serial "Jak zdobywano Dziki Zachód", w którym zagrał jedną z głównych ról. Ta  westernowa konwencja przyciągała przed ekrany rzesze widzów. Jeśli chodzi o te klimaty to można powiedzieć, że starsze pokolenie oglądało "Bonanzę", a moje właśnie "Jak zdobywano Dziki Zachód", choć oczywiście to nie ta skala produkcji (431 vs 28 odcinków). Serial cieszył się ogromną popularnością w Europie, znacznie większą niż w USA. 

Autograf zdobyłem na Pyrkonie i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu wcale nie było to aż takie trudne. Złoty marker jaki mu dostarczono był kiepskiej jakości i rozmazywał się (zwłaszcza, że Bruce jest leworęczny), więc kilka osób wracało z prośbą o ponowne podpisanie i nie było z tym problemu. Ja wyciągnąłem magicznego Faber-Castell w kolorze miedziany metalik w nadziei, że będzie najlepiej widoczny na tym zdjęciu, które było dostępne. Wyszło nieźle, choć później stwierdziłem, że chyba srebrny (też miałem) sprawdziłby się tu nieco lepiej. W każdym razie jako jeden z zamykających kolejkę miałem jeszcze okazję zamienić dwa zdania z Aktorem, który był naprawdę bardzo miły dla wszystkich. 

środa, 19 czerwca 2024

Miranda Otto

Teraz już wiadomo skąd poprzedni wpis :)

Nie będę ukrywał, że na tegoroczny Pyrkon wybrałem się ze względu na cztery osoby. Skoro Miranda Otto przyleciała aż z Antypodów to czy te moje niecałe pięć godzin jazdy można uznać za wyczyn? 

Ogromnie żałuję, że jest problem by obejrzeć australijskie filmy z lat 90. grając w których Miranda Otto zdobyła kilka nominacji do głównych nagród filmowych w tym kraju. Pierwszym dobrze znanym u nas filmem, w jakim wystąpiła jest "Cienka czerwona linia". Kolejny to "Co kryje prawda", gdzie grając u boku Harrisona Forda i Michelle Pfeiffer wcieliła się w rolę Mary Feur, sąsiadki głównych bohaterów. Potem była główna rola w filmie Agnieszki Holland "Julia wraca do domu", którego spore fragmenty kręcono w Polsce. No i wreszcie rola życia - Éowina w dwóch częściach trylogii wyreżyserowanej przez Petera Jacksona na podstawie arcydzieła J.R.R. Tolkiena. Rola wymagająca i doskonale zagrana. A tak przy okazji, natrafiłem na gif z treningów :)

Potem były role w "Locie Feniksa" u boku Dennisa Quaida i "Wojnie światów" u boku Toma Cruise'a oraz około 20 ról w filmach i serialach z "Chilling Adventures of Sabrina" włącznie. 
Skoro, jak już wspomniałem w poprzednim wpisie na blogu,  Miranda Otto zagrała najlepszą scenę oczami w historii kinematografii to czy mógłbym poprosić o autograf na innym zdjęciu? Na Q&A udało mi się zadać pytanie czy ćwiczyła to przed lustrem, czy po prostu ma tak naturalnie. Nie ćwiczyła. Jak sobie pomyślę z czego zrezygnowałem by móc być na tym spotkaniu to ta odpowiedź jest plastrem kojącym ranę. Zająłem też dobre miejsce w kolejce i załapałem się na wspólne zdjęcie :).  

Autografowo: mega-sukces. Życiowo: mega-wydarzenie.

wtorek, 18 czerwca 2024

Oczy zwierciadłem duszy...

Zanim pojawi się następny wpis pragnę podzielić się pewnymi spostrzeżeniami. W historii kina tysiące razy odgrywano scenę zaskoczenia, zdziwienia, czy wręcz szoku, ale czasami coś sprawia, że dana scena wyryje się na zawsze w pamięci. Ja zwróciłem uwagę na oczy. Przedstawiam trzy najlepsze sceny zdziwienia zagrane oczami.

Miejsce 3
Laura Dern jako dr Sattler w "Parku jurajskim" po raz pierwszy dostrzega dinozaury.

Wprawdzie Laura Dern wspomogła się ustami, ale to oczy kradną scenę. 

Miejsce 2
Nicole Kidman jako Satine w "Moulin Rouge!" słyszy śpiew Ewana McGregora.  

Ok, tu też jest wspomaganie (usta, mrugniecie), ale kontrast z sytuacją sprzed 2-3 sekund w tym filmie jest szokujący. 

Miejsce 1
Miranda Otto jako Éowina w "Dwóch wieżach" podczas ćwiczeń fechtunku obraca się o 180 stopni i niespodzianie napotyka sztylet Aragorna. 

Tu grają w zasadzie same oczy i kradną nie tylko scenę, ale cały film. 

Jarosław Domin

Jarosław Domin... tak to On! 42 lata w dubbingu, setki głosów, które całe pokolenia znają z dzieciństwa. Żeby wspomnieć tylko kilka to oczywiście Lasluś ze "Smerfów" (ale też Smerfiątko i czasami Klakier), inspektor Gadżet w dwustu odcinkach trzech seriali i w filmach aktorskich oraz Pinkoio w "Shreku". Ale dla fana Star Wars to wszystko musi być nieco w cieniu, gdyż od 22 lat Jarosław Domin użycza swojego głosu Obi-Wanowi Kenobiemu! Jakież było zaskoczenie, gdy w całkiem niedawno wyemitowanym serialu, gdzie ten rycerz Jedi jest głównym bohaterem... głos podłożył Tomasz Kot. No to po prostu jakieś jaja są! Na szczęście serial jest tak niemiłosiernie słaby, że być może to nawet dobrze, iż Jarosław Domin nie wziął udziału w tym projekcie, ale za żadne skarby świata nie mogę zrozumieć logiki producentów polskiej wersji językowej 😵. Czyżby zapatrzyli się na EA, które w grze Battlefront II też dokonało "podmiany" obsadzając Wojciecha Żołądkowicza w roli Obi-Wana? To skończyło się nawet petycją do EA, którą podpisało prawie 3 tys. osób!

Autograf zdobyłem na Pyrkonie, gdzie wydaje mi się, że byłem największym obecnym tam fanem aktora. Zaowocowało to autografem, wspólnym zdjęciem i wcale nie krótką pogawędką. Niesamowity, bardzo ekspresyjny człowiek, którego można byłoby słuchać godzinami.   

niedziela, 16 czerwca 2024

Agnieszka Kudelska

Będzie dużo wykrzykników w tym wpisie, ale tegoroczny Pyrkon jeszcze zagości na blogu, bo - nawiązując do terminologii sportowej - mam autografowego hat-tricka.       

Czy jeśli chodzi o polski kobiecy dubbing mógłbym pragnąć autografu od kogoś bardziej niż od Agnieszki Kudelskiej? Nie muszę się zastanawiać nawet milisekundy, bo odpowiedź może być tylko jedna i brzmi: NIE!
A czy może być coś lepszego niż dostać autograf od Agnieszki Kudelskiej? Tu odpowiedź brzmi: TAK! Można dostać autograf, zrobić wspólne zdjęcie i porozmawiać. Czy to się udało? I to jak! Nie sposób opisać wrażeń ze spotkania z tak przesympatyczną osobą. Po prostu aż zapiera dech. 

Możliwe, że jednak nie wszyscy wiedzą kim jest Pani Agnieszka (?!). Moja koleżanka zapytała mnie kiedyś: "A czy to nie jest przypadkiem siostra Roberta Kudelskiego?", na co ja odparłem: "A kto to jest Robert Kudelski?". No dobra, trochę wtedy zażartowałem, bo wiedziałem, że Pani Agnieszka ma brata aktora, ale... chyba nigdy nie widziałem go na ekranie i to nie on jest polskim głosem Ahsoki Tano, więc nie ma co dywagować.

Oglądałem "Wojny klonów" po polsku i w oryginale. Jeśli Ashley Eckstein jest świetna (a jest!) to bądźmy szczerzy... Agnieszka Kudelska jest rewelacyjna!

Bohaterka niniejszego wpisu jest nie tylko aktorką głosową (jej głos słyszymy w blisko stu filmach i serialach), ale może przede wszystkim kierowniczką produkcji dubbingu (dłuuuga lista doskonale znanych tytułów). Na sobotnim Q&A można było usłyszeć, że rolę Ahsoki dostała trochę przez przypadek, ale ja oczywiście już o tym słyszałem wcześniej... i wiedziałem, iż w świecie Gwiezdnych Wojen nie ma przypadków. Są tylko znaki Mocy. 

Krótko: Dla polskiego fana Star Wars nie ma ważniejszego kobiecego głosu! Koniec, kropka. Jeśli ktoś ma inne zdanie i chciałby go bronić to mam dla niego krótki cytat z epizodu piątego: "It's useless to resist". 


sobota, 16 marca 2024

Oliwia Filipczak

W życiu trzeba mieć marzenia. Niektóre nie wydają się trudne do zrealizowania, ale splot zdarzeń sprawia, że trzeba czekać latami. Jednym z moich marzeń było usłyszeć arię „Der Hölle Rache” na żywo. Udało się to 25 lutego bieżącego roku na wyjątkowym spektaklu operowym w bydgoskiej Operze Nova, gdzie obok zawodowych artystów wystąpili studenci wydziału wokalno-aktorskiego Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego. W rolę Królowej Nocy wcieliła się Oliwia Filipczak, niezwykle utalentowana studentka roku magisterskiego bydgoskiej uczelni. Uczta dla uszu to mało powiedziane. Zresztą nie tylko dla uszu, bo aktorsko Pani Oliwia też pokazała wielką klasę grając swoją rolę z wyraźnie zauważalną stanowczością, jakiej spodziewać się należało po Królowej Nocy. Naprawdę jestem pod dużym wrażeniem.    

Bohaterka niniejszego wpisu jest stypendystką programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zdobywczynią I nagrody w International Music Competition by IYMC (2021), I miejsca w konkursie American International Music Competition (2023) oraz nagród podczas innych, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych konkursów. Do tego jest przesympatyczną osobą, co z ogromną radością mogłem stwierdzić zdobywając ten dla mnie niezwykle cenny autograf do mojej kolekcji. 

Trzymam kciuki za rozwój kariery tej młodej, zdolnej artystki i liczę, że jeszcze wielokrotnie dane mi będzie usłyszeć ją na deskach teatrów operowych. Choć z drugiej strony... to nie wybieram się do Metropolitan Opera, czy Royal House Opera, a występów na tych scenach bardzo gorąco życzę Oliwii Filipczak. W każdym razie dla mnie na zawsze pozostanie pierwszą Królową Nocy, którą dane mi było usłyszeć na żywo. 

poniedziałek, 5 lutego 2024

Igor Obłoza

Syn Waldemara Obłozy, Igor, pojawił się pierwszy raz na ekranie dwadzieścia lat temu. W zasadzie od 2009 roku, gdy miało premierę "Wszystko co kocham" co roku gra w polskich produkcjach kinowych (w tym "Miasto 44") i w serialach, ale na razie bez roli życia. Ma na koncie występy w dubbingu, no i przede wszystkim na deskach teatru. Miałem niewątpliwą przyjemność oglądać go w roli Claude'a w polskiej adaptacji francuskiej sztuki pt. "Imię".   

sobota, 3 lutego 2024

Małgorzata Foremniak

Jest! Na autografie Małgorzaty Formeniak bardzo mi zależało. Może też trochę dlatego, że jestem fanem... Mamoru Oshii?
"Avalon" to absolutnie najlepszy polskojęzyczny film science-fiction. Polskojęzyczny cyberpunk, ale wyprodukowany przez Japończyków i wyreżyserowany przez mistrza anime (to jego jedyny film aktorski). Przez niektórych krytyków uważany za jeden z najważniejszych filmów tego gatunku nakręconych w tym wieku. Film zebrał bardzo dobre recenzje i w serwisie Rotten Tomatoes notowany jest z bardzo wysokim wynikiem 83%. W Polsce chyba jakoś przeszedł bez większego echa :(.  Nie wiem jaka była konkretna przyczyna, ale na pewno nie pomogła gra aktorska... w szczególności Bartłomieja Świderskiego, który był sztuczny i przerysowany w swojej roli (być może Koichi Yamadera dubbingując go poprawił "wydźwięk" postaci). Ku mojemu zaskoczeniu także Władysław Kowalski i Dariusz Biskupski zagrali znacznie poniżej oczekiwań. Przez to film nieco zalatuje sztucznością, a jeśli chodzi scenariusz jest naprawdę dobry.  
Natomiast na plus niewielka rola Jerzego Gudejko i przede wszystkim Małgorzata Foremniak, która udźwignęła ciężar wcielania się w Ash.
Film jest cudownie klimatyczny dla osób pamietających PRL. Ogólnie to kawałek porządnego kina s-f, bardzo niedoceniony w naszym kraju. Dziś wśród młodszego pokolenia chyba też nie znajduje fanów, bo... bazuje na klimacie i przemyśleniach, a nie tego oczekują młodzi widzowie przesiąknięci pompowaną wszędzie pędzącą akcją.  

Wracając do bohaterki tego wpisu to kto pamięta jej niewielką rolę "Kingsajzie" Juliusza Machulskiego? Małgorzata Foremniak chyba najbardziej jest kojarzona z serialami, zwłaszcza "Na dobre i na złe", ale ja lubię jej role filmowe z początku wieku, czyli w "Starej baśni", "Quo vadis", czy "Bożych skrawkach". Teraz w końcu miałem możliwość zobaczyć ją na deskach teatru i jestem wielce ukontentowany :). Nie tylko grą aktorską, ale też jej miłym podejściem do małej grupki łowców autografów.
Tym razem wstawię dwa zdjęcia... oba z filmu "Avalon".


poniedziałek, 29 stycznia 2024

Nowości w kolekcji

Rzadko robię zakupy polskich autografów inaczej niż na aukcjach charytatywnych. Jednak tym razem jakoś nie potrafiłem się oprzeć by nieco wzbogacić moją kolekcje, zwłaszcza w sytuacji, gdy cena była bardzo atrakcyjna... co przypominam (!) jest natychmiastowym zapaleniem się lampki ostrzegawczej. Na szczęście w polskim świecie autografów zjawisko oszustw nie jest jeszcze plagą, bo i w większości przypadków autografy żyjących gwiazd nie mają dużej wartości rynkowej (emocjonalnej nie da się wycenić). 
W każdym razie nabyłem dwa tuziny autografów. Kilka dubluje to co mam w zbiorach, ale jakoś nie mogłem się oprzeć :).   

poniedziałek, 22 stycznia 2024

Emilia Krakowska

Emilia Krakowska zadebiutowała na deskach teatru w 1964 roku. Praktycznie od razu zaczęła się też jej kariera filmowa, której szczyt przypada na lata 70. ubiegłego wieku. Największe produkcje z jej udziałem to oczywiście "Chłopi" i "Wesele". Ma też na koncie mniejsze role w komediach takich jak "Brunet wieczorową porą" oraz "Ciało"... po którym to filmie w zasadzie została już wyłącznie aktorką teatralną i serialową. 

Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym, więc chyba dość często kupuję autografy na aukcjach charytatywnych. W ten sposób zdobyłem i ten autograf.

niedziela, 21 stycznia 2024

Deborah Kara Unger

Ta kanadyjska aktorka to przede wszystkim niezapomniana Christine z doskonałego dreszczowca "Gra", gdzie wystąpiła u boku Michaela Douglasa. Szerszej widowni jest znana jeszcze z kilku mniejszych ról w filmach z gwiazdorską obsadą, takich jak: "Godzina zemsty", "Silent Hill", "Crash", "Huragan", "Głosy" i "Nieśmiertelny III". Z mniej znanych filmów z jej udziałem można wymienić intersujący hiszpańsko-amerykański dramat "Droga życia". 
Autograf, który mam w kolekcji jest na zdjęciu z filmu "Nieśmiertelny III", który był próbą ratowania postaci szkockiego górala po totalnej, ale to naprawdę totalnej katastrofie nakręconego trzy lata wcześniej prequela. Porzucenie kosmicznych naleciałości i powrót do baśniowej konwencji opłacił się i serię można było kontynuować, choć czy to akurat dobrze to nie powiedziałbym. W każdym razie trzecia część przygód Connora MacLeoda została oceniona w miarę pozytywnie, ale bez żadnych ochów i achów (dziś opinie są już zdecydowanie bardziej krytyczne). Na plus na pewno było utrzymanie konwencji pierwszej części z licznymi retrospekcjami (choć sama fabuła wręcz rażąco płaska), zjawiskowa Deborah o bardzo charakterystycznej urodzie oraz... wspaniały motyw przewodni w postaci tradycyjnej irlandzkiej pieśni "Bonny Portmore" w wykonaniu wybitnej kanadyjskiej wokalistki i harfistki Loreeny McKennitt.