czwartek, 12 maja 2022

Roméo Dallaire

Właśnie wyciągnąłem ze skrzynki pocztowej jeden z najważniejszych, a może i najważniejszy autograf, jaki do tej pory zdobyłem. 

Generał Roméo Dallaire był głównodowodzącym sił pokojowych ONZ w Rwandzie w latach 1993-1994.
Prawdopodobnie w Polsce nieprzesadnie wielu wie, że u progu XXI wieku właśnie w tym kraju doszło do ludobójstwa na niespotykaną skalę, nieznaną dotąd w dziejach świata. Generał Dallaire był główną postacią  próbującą zapobiec nadchodzącej rzezi. Niestety, choć włożył w to wszystkie siły to nie udało się i 7 kwietnia 1994 roku zaczęła się masakra. W ciągu trzech tygodni, gdy bojówki Hutu wymordowały - głównie maczetami - prawie pół miliona Tutsi, świat odmieniał wszystkie możliwe słowa, przez wszystkie możliwe przypadki by tylko nie powiedzieć "ludobójstwo". Powtórzę: prawie pół miliona w ciągu trzech tygodni! To nie jakaś tam statystyka. To okrutna śmierć dwa razy większej liczby ludzi niż ma moje miasteczko. DZIENNIE!

Dopiero 29 kwietnia na forum ONZ padło stwierdzenie, że „mogło dojść do aktów ludobójstwa”. Do tego czasu krępowano ręce dowódcy sił pokojowych, który starał się za wszelką ceną ratować sytuację. W pierwszych dniach nie zezwolono mu na przejęcie magazynów broni by ograniczyć skalę nadchodzących zbrodni. Prośby o zgodę na ochronę ludności w bazach sił pokojowych kończyły się przesłanym z ONZ nakazem bezstronności i nieangażowanie się w żadne walki (a i tak wbrew rozkazom zapewniano schronienie ludziom). Stany Zjednoczone odmówiły pomocy dla Rwandy. Francja, Chiny i Rosja sprzeciwiły się interwencji. No cóż, część tych krajów (przede wszystkim Francja i Chiny) dostarczyła uzbrojenie, którym dokonano ludobójstwa. 
Po brutalnym zamordowaniu belgijskich żołnierzy chroniących premier Rwandy, kraj ten wycofał swoje 400-osobowe siły pokojowe. W czasie największego nasilenia zbrodni na rwandyjskiej ziemi w ONZ podjęto decyzję o zmniejszeniu liczebności kontyngentu z około 2200 do... 270 (!) żołnierzy. Tak naprawdę na posterunku pozostali tylko Kanadyjczycy i żołnierze z Ghany oraz kilku innych krajów afrykańskich. Rozumiecie w jakiej sytuacji znalazł się generał Dallaire?! Balansując na granicy niesubordynacji od samego początku robił co mógł by ratować kogo się da. To człowiek bezgranicznego honoru, ale także jedną z najbardziej dramatycznych postaci współczesnych czasów. 

Trudno jest nawet oszacować dokładną liczbę ofiar, ale pomiędzy kwietniem, a lipcem 1994 roku zginęło... ponad 800 000 ludzi (niektóre źródła podają, że liczba przekroczyła milion).

Mógłbym długo pisać, ale by tak naprawdę zrozumieć co się wtedy działo trzeba sięgnąć po autobiograficzną książkę "Podać rękę diabłu" napisaną przez Roméo Dallaire'a przy współpracy z Brentem Beardsley'em. Niestety, nie została wydana po polsku, więc polecam tym, którzy w miarę płynnie czytają po angielsku. Dla pozostałych mogę polecić oparty na niej kanadyjski dramat po tym samym tytułem. W rolach głównych wystąpili Roy Dupuis i Deborah Kara Unger. Na tyle na ile to jest możliwe film oddaje klimat książki (generał Dallaire był konsultantem) i pozwala choć częściowo zrozumieć jak wyjątkowym człowiekiem jest bohater tego wpisu. 

Nawet wybór zdjęcia, które mi wysłał mówi dużo. To nie jest jakaś piękna portretówka w galowym mundurze, ale zdjęcie z towarzyszami broni i z tymi, których chronili... bo po to są żołnierze, by bronili tych, którzy nie potrafią się sami obronić. 

Wybaczcie, że nawet nie ślizgnąłem się po powierzchni tego tragicznego tematu, ale chcę zakończyć czymś optymistycznym. Generał Dallaire długo zmagał się z zespołem stresu pourazowego, ale ostatecznie udało mu się mocno stanąć na nogi. Opisuje to kolejna książka "Czekając na pierwszy blask"... zatem... nawet po najczarniejszej nocy nadchodzi świt.

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście, wyjątkowy autograf wyjątkowego człowieka. Cały wpis jest niesamowity. Czytałam z zapartym tchem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja pisałem mając wilgotne oczy. Za dużo czytałem i za dużo oglądałem o tych wydarzeniach. Same bezgraniczne potworności. No bo jak nazwać sytuację gdy np. mąż zabił żonę i swoje dzieci by tylko zmyć z siebie "hańbę" tego, że ożenił się z Tutsi? Albo gdy syn zabił rodziców, bo dali mu złą krew i tylko tak mógł zerwać więzy? Tego zwyczajnie nie da się opisać absolutnie żadnymi słowami. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić tego, co się wtedy stało.

      Usuń